„Moi Beatlesi, czyli życie na 33 i 1/3 obrotu” Romana Stinzinga to opowieść o dorastaniu fana The Beatles w czasach PRL-u. Autor (rocznik 1952), mieszkaniec Gdyni, opisuje swoją fascynację muzyką zespołu, a także innych wykonawców, oraz barwnie przedstawia realia życia w latach 60. i 70. w naszym kraju.
Gdy 11-letni Romek usłyszał po raz pierwszy zapisane na pocztówce dźwiękowej dźwięki „Love Me Do” i „Please Please Me”, otworzył się przed nim nowy świat. Zakochał się w muzyce The Beatles i postanowił skompletować ich nagrania. W książce, pisanej lekkim, wręcz potocznym językiem, obserwujemy zmagania bohatera z realiami ekonomicznymi (gdy zachodnia płyta kosztowała tyle, co gitara elektryczna), niezrozumieniem i chłodną akceptacją ze strony rodziny i brakiem podstawowych informacji dotyczących zespołu w Polsce. Ale nasz bohater radzi sobie z wszelkimi przeciwnościami. Pieniądze zbiera od rodziny, ukochanej babci, a także np. zbierając – nie do końca uczciwie
– puste butelki i oddając je do skupu. Z czasem znajduje także coraz większe grono podobnych mu zapaleńców, a nawet poznaje zawodowych „hurtowników”, sprowadzających i rozprowadzających w Gdyni i okolicach zachodnie płyty. Ogromną pomocą jest też rodzina z zagranicy, mieszkająca w USA i RFN.
Autor jest niewątpliwie szczęściarzem, bo dzięki odpowiednim koneksjom i dobrej sytuacji materialnej (pochodzi z rodziny wojskowej, jak wielu jego kolegów) udaje mu się do 1970 r. zgromadzić pełną angielską dyskografię zespołu na LP plus kilka wydań amerykańskich, nie licząc wielu singli. Taka sytuacja jest jednak – moim zdaniem – wyjątkiem od reguły, gdyż opisany w książce dostęp do płyt jest stosunkowo łatwy (studio pocztówek dźwiękowych, handlarze, targowiska, komisy, „znajomi znajomych”, nie licząc już rodziny zagranicą), a jedyną kwestią problematyczną są pieniądze. Chyba zazwyczaj wyglądało to jednak inaczej. Płyty były natomiast niesamowicie drogie – 500 złotych za jednopłytowe wydanie angielskie (nowe), używane nieco taniej, podobnie wydania amerykańskie. Dla porównania w latach 1966-1968 przeciętna pensja wynosiła jakieś 2000 złotych.
Autor jest przede wszystkim kolekcjonerem i opisy powiększania kolekcji, kolejnych nabytków, zapisywanych w zeszycie transakcji zajmują dużą część wspomnień. Najciekawsze dla mnie były jednak fragmenty poświęcone temu, jak wyglądało życie fana The Beatles w latach 60. i 70. Gdy informacje o zespole pozyskiwano z wycinków prasowych, Radia Luksemburg, od rodziny z Zachodu, od znajomych, którzy mieli rodzinę na Zachodzie itd. Gdy młodzi robili wszystko, by wyglądać jak ich idole – beatlesowskie buty i czapka były nieodzownym elementem ubioru, a z długimi włosami było już gorzej, chociażby ze względu na dyrektorskie kontrole w szkole (!). Gdy informacje pozyskiwane o zespole były szczątkowe, wybiórcze, a w związku z tym każdy strzępek wiadomości miał ogromne znaczenie. Gdy radość ze znalezienia poszukiwanej płyty na targowisku, u kolegi czy w komisie była nie do opisania. Gdy słuchanie muzyki było doświadczeniem grupowym (a przynajmniej dwuosobowym). Tak w sumie to trochę nawet zazdroszczę osobom, które to przeżyły, bo dzisiaj dostęp do niemal wszystkiego jest tak łatwy, że aż nużący.
Poza fascynacją muzyką i The Beatles autor wspomina też życie nastolatka, dorastanie i życie dorosłe w latach 60. i 70. Od pierwszej miłości, pierwszego pocałunku, przez stosunki koleżeńskie, wspólne wyjazdy, działalność w ZHP, pierwszą wakacyjną pracę, pomoc babci w maglu, włóczenie się ze znajomymi po Trójmieście, kolejne stadia edukacji, potem pierwszą stałą pracę i małżeństwo. W tle – polsko-niemiecka przeszłość Sopotu czy początki polskiej i gdańskiej sceny big-bitowej w połowie lat 60.
Wspomnienia z lat 70. i późniejsze (a doprowadzone są praktycznie do dzisiaj) stają się już niestety nieco nużące i pozbawione tego kolorytu „czasów minionych”, im bliżej do końca XX wieku. Chciałbym jednak zaznaczyć kilka fragmentów: przemiany w muzyce od 1967 r., które zepchnęły Beatlesów na plan dalszy w zainteresowaniach autora (kosztem np. The Moody Blues); małżeństwo i koniec „kawalerskich pasji” – ograniczenia w nabywaniu płyt i schowanie kolekcji do szafy; oraz upadek systemu komunistycznego (pierwsza wizyta autora na Zachodzie, gdzie „wszystko było w zasięgu ręki”) i odkrycie Internetu, który rozbudził na nowo fascynację autora Beatlesami. Myślę, że taki życiorys jest wspólny dla wielu fanów The Beatles w Polsce.
Serdecznie polecam tę książkę, którą znalazłem wczoraj za śmieszną cenę w taniej księgarni i przeczytałem od razu (tylko 160 stron). Ładne wydanie, w twardej oprawie i ze zdjęciami. Zastrzeżenia mam tylko do strony edytorskiej (sporo błędów gramatycznych i interpunkcyjnych, miejscami dziwna interpunkcja, niedokładnie przytoczone tytuły płyt – jak np. „The Beatles Store” zamiast „The Beatles' Story”). Ale to tylko szczegóły, a książkę czyta się bardzo dobrze – ze względu na potoczny język i barwnie przedstawiony koloryt epoki. Znacie serial „Cudowne lata”? Opis lat 60. w PRL-u przypominał mi właśnie narrację z tego serialu. Polecam poszukanie tej książki i poznanie (lub powspominanie) minionych czasów. Książka ukazała się w 2013 roku nakładem gdańskiego Wydawnictwa Oskar.